WSTĘP
Po lekcji francuskiej i holenderskiej spróbujmy przenieść się kawałek dalej na północ. Jeszcze do niedawna głównym towarem eksportowym tego kraju było drewno i ciepłe skarpety. Obecnie ma on do zaoferowania zupełnie inne surowce naturalne, których odkrycie spowodowało niewiarygodne wzbogacenie. Poza drewnem, ropą naftową i gazem ziemnym zauważyć można ostatnio również „eksport” myśli i idei: zrównoważone podejście do kształtowania zabudowy, szacunek do krajobrazu, odpowiedzialne zachowanie wobec Ziemi.
Zacznijmy zatem od tego co różni Norwegię i Polskę. Po pierwsze – jest to jeden z najrzadziej zaludnionych krajów Europy. Po drugie – Norwedzy nie uznają „odkrycia” Ameryki przez Kolumba (odkryli ją Wikingowie kilkaset lat wcześniej). Po trzecie – po odkryciu złóż ropy naftowej i gazu ziemnego około pół wieku temu stali się jednymi z najbogatszych ludzi świata. Można wręcz stwierdzić, że Norwegia jest Arabią Saudyjską Europy. W dodatku – ponad 90% mieszkańców tego kraju to nie-katolicy.
A co nas łączy? Po pierwsze Polacy stanowią największą mniejszość narodową Norwegii. Jest ich tam tak wielu, że czasem w miejscach publicznych umieszcza się informacje w języku polskim (obok angielskiego i norweskiego) a z lotniska odbierze nas „Polski Bus” z polskim kierowcą. Po drugie – u nas też kiedyś największym bogactwem były lasy i paliwa kopalne. Po trzecie – Norwedzy również kochają skoki narciarskie, i to pomimo że ostatni turniej Raw Air wygrał jednak Polak.

Światła dziennego w Norwegii jest nieco mniej niż w Polsce. Dlatego kształtowanie okien, przeszkleń i tarasów staje się obecnie jednym z ważniejszych zagadnień architektonicznych.
SPOTKANIE
OK, ale dość już tych ciekawostek rodem z taniego przewodnika turystycznego. Był to tylko krótki wstęp do również krótkiej anegdoty. Otóż kilka lat temu, jadąc metrem (Oslo ma nieco gęstszą sieć komunikacyjną niż Warszawa) na Holmenkollen (tak – w Oslo da się wjechać metrem niemal na szczyt tego wzniesienia, a lokalni downhillowcy używają tego środka lokomocji mniej więcej tak jak my używamy kolejki na Gubałówkę), zostaliśmy zapytani przez starszego Pana:
– Where are you from?
– We are from Poland.
– ohh… You came here to work?
– No, we are here on holidays.
– So, you must be rich polish. Every polish I know came here to work. What do you do in Poland?
– I am an architect.
– Oh, you should try to work in Norway. We have beautiful architecture, many new buildings – you will like it! There is a famous architecture office in Norway. It is called Snohetta* (…)
Jakie wnioski można wysnuć po tej krótkiej wymianie zdań? Otóż:
1. Typowy Norweg mówi po angielsku. Ten język jest zresztą wystarczający do porozumiewania się w urzędach, sklepach, obiektach kultury i pracy.
2. Typowy Norweg jest dumny ze swego kraju i chętnie się tym krajem podzieli z każdym przypadkowo poznanym obcokrajowcem. Trzeba tu dodać, że trudno o lepszy PR dla państwa niż zadowolony i gościnny jego obywatel.
3. Typowy Norweg korzysta z komunikacji publicznej pomimo, że jest typowym najbogatszym obywatelem świata.
4. Typowy Norweg wie co nieco o nowoczesnej architekturze (prawdopodobnie interesuje się również sztuką, malarstwem lub muzyką klasyczną).
5. Typowy Norweg wie o typowym Polaku nieco więcej niż typowy Polak o typowym Norwegu.

Samochody elektryczne są wszechobecne. Pod tym względem Norwegia jest na pierwszym miejscu na świecie. Co roku rejestruje się kilkadziesiąt tysięcy nowych pojazdów niskoemisyjnych.
ARCHITEKTURA
Jeśli chodzi o Norweską architekturę to, w pewnym uproszczeniu, można ją podzielić na dwa okresy:
– przed odkryciem podwodnej piwniczki ropy naftowej i…
– po jej odkryciu.
W tym pierwszym okresie mamy do czynienia z klasycznym budownictwem opartym na tanim, ogólnodostępnym budulcu: drewnie. A w tym drugim – budownictwo wzbogacone o wszystkie nowoczesne zdobycze techniki.
Trzeba powiedzieć, że Norwedzy z drewna uczynili to samo co my z wielkiej płyty. Czyli jedną technologią budowlaną zapewnili dach nad głową większości swoich obywateli. Jest to jednak surowiec o wiele tańszy, odnawialny, zdrowszy i, sami przyznacie, przyjemniejszy w dotyku niż beton. Trzeba tu nadmienić, że drewno ma właściwości izolacyjne (chroni przed zimnem) a także korzystnie wpływa na klimat we wnętrzu – pochłania wilgoć z powietrza. A dobrze zaimpregnowane potrafi przetrwać całe stulecia (łodzie wikingów, które można obejrzeć w jednym z muzeów mają nawet 1300 lat. Beton przegrywa z drewnem w każdej z tych konkurencji. Jeśli zaś chodzi o nośność konstrukcyjną – mamy akurat to szczęście, że w Polsce stoi najwyższa drewniana budowla świata – zapraszam do Radiostacji w Gliwicach.
Co więcej – Norwedzy już kilkaset lat temu stosowali tzw. „zielone dachy”. Drewniana konstrukcja, pokrywana drewnianym poszyciem była uszczelniana korą, ocieplana słomą i zasypywana warstwą ziemi dość grubą, by mogła na niej rosnąć trawa i polne kwiaty. Tego typu budynki stoją w Norwegii do dzisiaj, a struktura dachu zapewniała stabilną temperaturę wewnątrz budynku zarówno latem jak i zimą.

Drzewo było przez setki lat podstawowym budulcem norweskiej architektury. W tej technologii wykonywano nawet zielone dachy. Czy Norwedzy są zatem ekologicznym narodem? Cóż… gdy powstawały te budynki to słowo nie istniało.
Chyba najsłynniejsze są drewniane kościóły słupowe (Stavkirke). Można tu mówić o wirtuozerii porównywalnej do kontynentalnych gotyckich katedr. Dopracowany, piękny i… norweski w każdym detalu. Gdyby jednak nie było Wam po drodze na półwysep Skandynawski – podobna świątynia stoi w Karpaczu (świątynia Wang, przeniesiona w to miejsce w 1842 roku, jest prawdopodobnie najstarszym drewnianym kościółem w Polsce). Możecie tu zajrzeć po wizycie w gliwickiej Radiostacji.

Jeden z 28 zachowanych norweskich Stavkirke (drewniane kościoły słupowe) – skansen w Oslo.
KOLOR
Typowy norweski domek jednorodzinny jest niewielki – myślę, że dwukrotnie mniejszy niż typowy Dom Polski. Piszę wielką literą nieprzypadkowo. Wszak Polska jest Wielka więc i Dom Polaka musi być godny i adekwatny. Domek norweski ma prosty, zwykle dwuspadowy dach, a jego elewację pokrywają malowane na przeróżne kolory deski.
Nie wiem jak oni to robią ale pomimo że każdy domek jest w innym kolorze to jednak wszystkie do siebie nawzajem pasują. Podejrzewam, że może to wynikać z tego, że sąsiedzi rozmawiają ze sobą i razem ustalają dopuszczalną „paletę barw”. A może ktoś im doradza? Nie wiem… Podejrzewam też, że są genetycznie bardziej odporni na daltonizm niż my, albo po prostu w supermarketach budowlanych sprzedają farby w kilkunastu barwach, które jakiś wybitny kolorysta, malarz albo minister obrony narodowej, dobrał bezbłędnie, zapisał w ustawie i od tej pory wszyscy się do tego stosują a wykorzystanie farby spoza tego wachlarza możliwości wymaga jakiejś specjalnej zgody odpowiedniego urzędu. Oczywiście są to tylko podejrzenia.

Architektura dużego miasta różni się od tej podmiejskiej. Jednak nawet w centrum Oslo można poczuć ład i porządek. Użyte materiały są szlachetne i wysokiej jakości: kamień, ceramika, cegła. Drewno pojawia się wszędzie tam gdzie ludzie – na przystankach, ławkach, chodnikach. Z natury jest to materiał ciepły a więc i przyjemny w dotyku. W chłodnym klimacie ma to znaczenie.
Te kolorowe elewacje z białymi okiennicami są charakterystycznym elementem krajobrazu. Farba, która je pokrywa od czasu do czasu płowieje i odpada. Jest to naturalny proces i nikt z tego powodu nie płacze. Wymaga jednak regularnego odświeżania. Zajmują się tym często firmy budowlane o polskich korzeniach.
Zastanawiacie się pewnie czemu nie zajmują się odświeżaniem polskich elewacji?
Już mówię: nie mają takich kwalifikacji. U nas do betonowych ścian przykleja się inny, super-nowoczesny, super-trwały, bardzo tani i hiper-dobry-dla-środowiska styropian, pokrywa się go zaprawą klejową (ahh ten przemiły zapach!), na powierzchni przykleja się siatkę z tworzywa sztucznego (żeby nie pękało) i na koniec wszystko topi się pod warstwą tynku akrylowego w kolorze pastelowym (super-szczelny, dzięki temu mamy gwarancję, że jakakolwiek wilgoć, która pojawi się wewnątrz budynku – szybko się z niego nie wydostanie). Technologia ta sprzyja rozwojowi fauny i flory: porostów, grzybów, mchów itp. Tego nie da się tak po prostu „odświeżyć” raz na pięć lat. To jest tak nowoczesne, że „odświeżanie” byłoby czynem obraźliwym.
Cóż – Norwedzy mają „zielone dachy”, my mamy „zielone ściany”.
ENERGIA
No dobrze… Koniec już tych śmiechów i drwin. Teraz zaczyna się temat poważny – energia. Podobno wszystkie wojny na świecie toczą się obecnie o surowce – źródła energii. Czasem przekazy medialne sugerują nam, że chodzi o sprawy religijne ale uwierzcie mi – czołgi napędzane są ropą naftową a nie modlitwami.
Skąd zatem czerpiemy energię do zasilania naszych super-nowoczesnych pastelo-domów?
Wystarczy wyjść w sezonie grzewczym na spacer, żeby to poczuć. Skład atmosfery jest wtedy nieco bardziej urozmaicony niż w innych częściach świata (oczywiście biorąc pod uwagę kraje rozwinięte, którym podobno jesteśmy). Nasze elektrownie zasila głównie węgiel. Piece naszych domów dodatkowo pochłaniają zużyte pampersy i butelki PET. Zresztą – jeśli chodzi o recykling plastikowych butelek to mamy w tej dziedzinie spore osiągnięcia również w Norwegii. Otóż kilka lat temu głośno było o polskim „gangu recyklingowym”, który wykorzystał pewną lukę w norweskim prawie polegającą na tym, że tam za butelkę otrzymywało się zwrot kaucji. Nasi gangsterzy grzebali w śmietnikach na polskich osiedlach a następnie zwozili butelki do Norwegii i dorobili się milionów koron na kaucji.
Polak potrafi.
A w ogóle, pewnie będzie Wam trudno w to uwierzyć ale większość energii w Norwegii pochodzi z… wody. Ponad 98% energii produkują elektrownie wodne. Pewnie dlatego państwo tak mocno dofinansowuje rozwój elektrycznej mobilności (ulgi przy zakupie, ulgi przy podatku, zwolnienie z opłat parkingowych, możliwość jazdy bus-pasami…). I tu chciałbym Wam przypomnieć, że mówimy o Arabii Saudyjskiej Europy, pięknej krainie ropą i gazem płynącej. Gdyby chcieli mogliby sprzedawać butelkowaną ropę naftową w supermarketach albo ogrzewać domy silnikami diesla! A tu niespodzianka – wolą sobie jeździć Teslą.**

Ulica w centrum Oslo. Wygodne i gładkie chodniki i ścieżki rowerowe są oddzielone od jezdni. Jest sporo zieleni- gęsty szpaler drzew tworzy miłą atmosferę. Nie ma tu ani jednego miejsca parkingowego.
Na koniec tego akapitu – ciekawostka. Jak pewnie wiecie Norwegia leży w strefie podbiegunowej. Na niebie pojawiają się zorze polarne, fiordy wyją do księżyca a trolle… Trolle siedzą w internecie i podszywają się pod prawicowych dziennikarzy. Rok w Norwegii trwa tylko jeden dzień. Przez 6 miesięcy mają noc, przez kolejne 6 – dzień. To oczywiście drobne uproszczenie. Tak naprawdę słońce „ślizga się” nad horyzontem przez 20 godzin na dobę i wyobraźcie sobie, że jest to bardzo komfortowa sytuacja do zastosowania ogniw fotowoltaicznych. Wystarczy położyć je poziomo na dachu i będą produkować energię elektryczną przez prawie całą dobę. A dzięki niskim temperaturom jakie panują w tym kraju – ich sprawność jest dużo lepsza niż na przykład w słonecznej Florencji. Dlatego Norwegia, pomimo braku słońca, niskich temperatur i trolli – nie ma smogu i przoduje w budownictwie pasywnym i energooszczędnym.
Było trochę o architekturze, o transporcie i energetyce. Jednak fajne miasto to takie, które żyje. Kluczowe są zatem przestrzenie publiczne. W Polsce sprawa jest prosta: pojemny parking, budka z kebabem i pomnik Jana Pawła II albo Piłsudskiego. Albo innego znanego zmarłego polityka. I klub nocny albo bar z piwem. Stragan z góralskimi kapciami. I jeszcze fontanna. Fontanna koniecznie musi być. Jakieś tujki posadzić, żeby zielono było. No i, żeby trochę trawnika wokół, żeby pieska było gdzie wyprowadzić. A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą. Żółtą barierką, niebieskim płotem, czerwoną ścieżką, tęczowym banerem.
W Norwegii niestety wszystko jest bardziej skomplikowane. Po pierwsze – sezon budowlany jest dużo krótszy. Po drugie – jak spadnie śnieg to i tak trudno rozróżnić czy ta sterta białego puchu skrywa pod spodem ławkę, pomnik czy budkę z kebabem. A po trzecie – w całej Skandynawii obowiązuje zwyczajowe prawo: „prawo wszystkich ludzi” (Allemannsretten). Polega ono trochę na tym, że każda przestrzeń publiczna jest dobrem wspólnym. Człowiek ma prawo w każdej chwili wziąć plecak, namiot i pójść zwiedzać krajobraz, spać gdzie mu się podoba, biwakować i cieszyć się naturą.
Oznacza to, że trzeba szanować przyrodę, nie zostawiać śmieci, nie ścinać drzew dla zabawy, nie wyrywać pająkom nóżek i takie tam.

Opera w Oslo – miejsce publiczne w każdym detalu. Plac, punkt widokowy, atrakcja turystyczna w jednym. Jak widać dzieci, rowerzyści, niepełnosprawni i piesi mogą korzystać z tej przestrzeni do woli. „Prawo wszystkich ludzi” w praktyce oznacza, że to co wspólne ma służyć wszystkim i być dla wszystkich dostępne.
W dodatku – Norwedzy rzadko ogradzają swoje działki. A jak już to robią – ogrodzenia często są drewniane i kolorystycznie dopasowane do otoczenia. Oni z tym drewnem naprawdę mają fioła. Drwale i wieśniaki – nawet ekrany akustyczne przy ekspresówkach są drewniane. A przecież mogliby je zrobić tak jak w Katowicach – w zielono-sraczkowate zyg-zaki.
No i tutaj dochodzimy do końca lekcji. Norwegii nie da się opowiedzieć w jednym zdaniu. Można jednak spróbować opowiedzieć ją jednym budynkiem. Jest to Opera w Oslo.
Jako, że zewnętrzne przestrzenie publiczne zamierają gdy temperatura spada poniżej zera – budynek zaprojektowano tak, by cały był przestrzenią publiczną. Jak jest zimno można wejść do środka. Nie ma kas biletowych i ochroniarzy na bramkach. Dach budynku, czyli tak zwana „piąta elewacja” również jest przestrzenią publiczną: górką po której można wejść na sam szczyt i zobaczyć panoramę miasta. Można po niej jeździć rowerem. Można po niej biegać. A zimą – pewnie zdarza się, że ktoś jeździ tam na nartach. Czasem odbywają się tam koncerty albo inne wydarzenia.
Elewacje Opery są zrobione ze szkła. Wielokomorowe, nowoczesne przeszklenia wpuszczają mnóstwo światła do wnętrza. Światło to towar deficytowy więc ma to sens. Niektóre z szyb mają ukryte w sobie panele fotowoltaiczne. Jak nie muszą doświetlać wnętrza – produkują prąd.
Cały budynek został pokryty białym kamieniem. Dzięki temu wygląda jak biała góra lodowa u wybrzeży stolicy. Zimą wygląda właściwie tak samo.
Sama sala koncertowa wewnątrz jest z innej bajki – zaokrąglona, miękka, ciepła. Pod każdym względem kontrastuje z z białą, surową obudową. Została wykonana z, a jakże, drewna. Jest to drewno rodzime, norweskie, najwyższej jakości.
W Norwegii jest jeszcze jedno prawo, o którym warto wspomnieć. Mówi ono o obowiązku przeznaczenia 1% wartości inwestycji publicznej na sztukę. Chodzi o to, by każdy budynek publiczny niósł ze sobą również treści kulturowe tworzone przez artystów. Artyści zatem stale współpracują z architektami. Tak też było w przypadku Opery: sala koncertowa ale również stopnie schodów na białym dachu zostały zaprojektowane przez artystę.
Podsumowując, dobrze jest pamiętać, że 75% mieszkańców Norwegii mieszka w miastach. Pod tym względem są na pewno powyżej średniej światowej, ale w skali Europy to nic nadzwyczajnego. Miasta to skupiska ludzi, którzy wspólnie tworzą historię, kulturę, prawo. Norwedzy, przez setki lat, mając do dyspozycji bardzo ograniczone zasoby naturalne, nauczyli się je wykorzystywać bardzo oszczędnie i racjonalnie. Dzisiaj, gdy są jednymi z najbogatszych obywateli świata dalej cechuje ich skromność, oszczędność i umiłowanie do natury. No i przede wszystkim: duży szacunek do tego co wspólne.
A cały czas kiedy piszę te słowa – zastanawiam się: Co do cholery oni robią z tą całą ropą naftową?
* 22 marca 2018 roku Katowice odwiedziła przedstawicielka biura Snohetta – Jette Hopp. Wykład z cyklu Mistrzowie Architektury dotyczył głównie związków architektury z krajobrazem, zrównoważonej architektury i partycypacyjnym podejściu do projektowania, w którym inwestor uczestniczy już od pierwszych dni. Przedstawione zostały projekty m.in. Biblioteki Aleksandryjskiej, Opery w Oslo, schronisk i punktów widokowych w norweskich górach a także – pierwszej na świecie podwodnej restauracji (w budowie).
**W 2017 roku 52% wszystkich zarejestrowanych w Norwegii pojazdów stanowiły pojazdy niskoemisyjne. W tym roku zarejestrowano ponad 33 tysiące aut elektrycznych i prawie 50 tysięcy aut hybrydowych. Źródło: Norweska Federacja Drogowa (OFV). W planach jest całkowita delegalizacja pojazdów spalinowych.
Bądź pierwszym komentującym