Uczucia i zjawiska trudno się opisuje, bo z natury rzeczy są to sprawy niematerialne. Do ich opisywania używamy zwykle porównań i metafor. Czasem posługujemy się też symbolami.
Spójrz na poniższe rysunki i powiedz co przestawiają:

Symbole, metafory i porównania pomagają nam przedstawiać zjawiska, emocje i idee.
Bardzo możliwe, że Twoje odpowiedzi brzmiały: miłość, dom, chrześcijaństwo, internet. Często posługujemy się uproszczonymi hasłami, żeby móc rozmawiać o sprawach niezwykle skomplikowanych. Upraszczamy sprawy do tego stopnia, że nieraz dochodzi do kłótni. Pewnie mieliście okazję pokłócić się z kimś tylko dlatego, że ta osoba inaczej definiuje jakieś pojęcie. Albo dlatego, że ktoś inny tak spłaszczył temat, że byliście oburzeni jak można być takim ignorantem. Zdarza się też, że politycy deklarują walkę o „wolność”, jednak każdy z nich pod tym pojęciem rozumie coś zupełnie innego.
Kiedyś byłem nauczycielem rysunku. Przez pięć lat uczyłem osoby zdające na studia architektoniczne. Co roku powtarzałem cały program: proste kreski, perspektywa, elipsy, światłocień, historia architektury… Zwykle po paru miesiącach przychodził czas na najpiękniejszy temat dla architekta: DOM.
Wyobraźcie sobie, że ponad połowa uczniów odruchowo rysuje coś takiego:

Czy naprawdę tak wygląda Twój dom?
Jednym słowem: pełnoletni przedstawiciele polskiego społeczeństwa, maturzyści aspirujący do studiowania na politechnice, rysują coś co narysowałby 3-latek w przedszkolu, dodając do tego tylko trzeci wymiar. Słabo, nie?
Ale nie chodzi o to, by ich potępiać. Prawda jest taka, że większość z nas zrobiłaby dokładnie to samo. Gdybyśmy poprosili lekarza, żeby narysował DOM, narysuje kwadrat oznaczający ścianę i trójkąt oznaczający dach. Gdyby miał to zrobić drwal, hydraulik albo sprzedawca – wyglądałoby to podobnie.
A co gdybyśmy poprosili o to prezydenta miasta? Albo radnego?
Co jeśli poprosilibyśmy go o narysowanie: domu, osiedla, ulicy, miasta? (W końcu to prezydent sporządza Miejscowe Plany Zagospodarowania Przestrzennego a rada miasta je uchwala.)
Otóż prawdopodobnie narysowałby mniej więcej to samo co cała reszta społeczeństwa. I zrobiłby to nie dlatego, że nie potrafi rysować – w końcu, nawet ludzie, którzy ładnie rysują popełniają ten sam błąd. To znaczy – nie rysują rzeczywistości. Rysują swoje uproszczone wyobrażenie o zagadnieniu, co do którego nie mają większych przemyśleń.
Zacząłem pisać ten blog, bo wydaje mi się, że mam jakieś przemyślenia na temat architektury i miasta. Pomyślałem nawet, że ktoś mógłby być takimi przemyśleniami zainteresowany. Gdybym zatem miał w metaforyczny sposób ująć „polskie marzenie o własnych czterech kątach” wyglądałoby ono następująco:
Wyobraźcie sobie postać stojącą na brzegu oceanu. Dokładnie na krawędzi klifu. Byłem kiedyś w takim miejscu: na szczycie klifów Moheru w Irlandii.* Najwyższy ma 216 metrów wysokości. Gdybym skoczył w dół, lot mógłby trwać kilkanaście sekund. Generalnie widzisz porośniętą trawą ziemię, która nagle się urywa a później już jest tylko mgła, szum wody, mewy piszczące gdzieś daleko. Tak daleko, że nawet ich nie widać. I skąd, do jasnej cholery wiedziałem, że to mewy a nie na przykład rybitwy? Przecież nie mam zielonego pojęcia o rybitwach…
I ten bezkres wody na horyzoncie… Nie ma tam ogrodzenia – bez problemu można podejść do samej krawędzi. Więc idę… Idę…
Krawędź jest jakieś 20 metrów ode mnie i widzę kilka osób, które przede mną zaczynają iść na czworaka. Mają z 7 metrów do krawędzi ziemi i pełzną jak dżdżownice.
Myślę sobie: „czego oni się boją?”. I z uśmiechem przechodzę kolejne parę kroków.
Krawędź klifu jest jakieś 10 metrów przede mną… 9… 8…
Zaczynam czuć niepokój. Idę wolniej. 7 metrów. 6…
5 metrów to długość typowego miejsca parkingowego. Szerokość: 2,3 metra. Razem to dokładnie 11,5 metra kwadratowego. Dla porównania – średnia powierzchnia mieszkania przypadająca na osobę w Polsce wynosi ok. 25 metrów kwadratowych. Czyli trochę więcej niż 2 miejsca postojowe. Średnia cena metra kwadratowego mieszkania wynosi od około 3 500 tysiąca złotych na rynku wtórnym w takich miastach jak Łódź czy Katowice do 8000-9000 tysięcy za mieszkania nowe w Krakowie lub Warszawie. (źródło: www.bankier.pl)
5 metrów.
Niby dużo. A jednak nie odważyłem się zrobić ani jednego kroku więcej. Położyłem się na zielonej trawie i słuchałem krzyków mew. Są dwie rzeczy, których boi się każdy człowiek: jedną z nich jest wysokość. A drugą: nieznajomy i nieprzyjemny hałas.
Jedno i drugie powoduje u nas stres, wydzielanie się kortyzolu i adrenaliny. Serce zaczyna pompować krew, źrenice się rozszerzają, robi się ciepło. Uczucie to wywołuje u nas na przykład: stado dzików spotkane po zmroku na ciemnej ulicy, grupa szalikowców biegnąca z maczetami w naszym kierunku, hałas ciężarówek na ulicy pod domem. Adrenalina i kortyzol – bez nich ludzkość by wymarła, bo bylibyśmy zbyt skłonni do robienia głupich i niebezpiecznych rzeczy.
Jak się patrzy z perspektywy 30 metrów ludzie leżący na trawie 5 metrów od krawędzi klifu wyglądają śmiesznie – przecież mogliby zrobić fikołka do przodu i by nie spadli. Tam jest jeszcze mnóstwo miejsca. Ziemia się nagle nie urwie. Wiatr ich nie zwieje. A jednak – nikt się nie odważył podejść bliżej.
A przecież wystarczyłaby drewniana balustrada i wszyscy trzaskaliby sobie selfie „na krańcu świata”.

„Dom nad oceanem”
I tak właśnie powinniśmy wyobrażać sobie „marzenie o własnych czterech kątach”. Jako piękny widok morza, śpiew ptaków, myśl o dalekiej i miłej podróży, o pięknie świata. Powinniśmy czuć pod sobą zieloną i pachnącą trawę i powiew wiatru na policzkach. Powinniśmy to marzenie czuć wszystkimi zmysłami ale przypadkiem nie zbliżać się do krawędzi bez asekuracji.
Budowa czy zakup domu to jedna z ważniejszych życiowych decyzji. To wybór miejsca, w którym mamy spędzać kilkanaście godzin dziennie przez resztę swoich dni. Za tę decyzję będziemy płacić nie pieniędzmi lecz czasem. Pieniądze dostajemy przecież za poświęcanie własnego czasu dla realizacji cudzych celów. Jeśli ceną naszego domu jest 20 lat życia to czym różnimy się od niewolników pracujących na polach bawełny?
Tymczasem mam wrażenie, że cały kraj ogarnięty jest tym „marzeniem”. Że warto kupić działkę pod miastem, projekt z katalogu, mieszkanie od dewelopera, wziąć kredyt na 20 czy 30 lat i, że jak już to wszystko się zrobi: siądzie się w miękkim fotelu, włączy dobry film na wielkim telewizorze i… Będzie się szczęśliwym.
Wygląda to trochę tak jakbyśmy biegli w stronę krawędzi klifu z uśmiechem na twarzy, beztrosko machając rękami i podśpiewując jakąś wesołą piosenkę. Depczemy trawę, nawet nie zauważamy, że jest zielona. Mijamy leżących ludzi tak szybko, że nawet nie zauważamy kiedy nie mamy już gruntu pod nogami.
A przez resztę życia próbujemy otworzyć spadochron.
*https://www.cliffsofmoher.ie/
Bądź pierwszym komentującym